Ponad 60 tysięcy złotych straciła 68-latka, która uwierzyła telefonicznemu rozmówcy. Kobieta będąc przekonana, że współpracuje z funkcjonariuszami „Biura Śledczego” zgodnie z instrukcja pozostawiła reklamówkę z pieniędzmi na wycieraczce pod drzwiami mieszkania. Miały zostać zabezpieczone i zwrócone. Gdy zrozumiała, że padła ofiarą oszustów zadzwoniła na numer alarmowy.

W piątkowe popołudnie dyżurny bialskiej komendy otrzymał zgłoszenie dotyczące oszustwa. Z relacji 68-latki wynikało, że dzień przed zgłoszeniem kontaktowała się z nią nieznajoma kobieta, która twierdziła, że miała wypadek. Jednak podczas rozmowy nieznajoma rozłączyła się nie kontaktując ponownie.

Następnego dnia kobieta znowu odebrała telefon. Tym razem z  numeru zastrzeżonego zadzwonił mężczyzna podający się za pracownika Poczty. Twierdził, że ma dwa listy polecone z Sądu oraz ZUS-u, zaadresowane na męża pokrzywdzonej. Nieznajomy dodał, że wpisany jest błędny adres, by ją otrzymać pokrzywdzona musiała podać dokładny adres zamieszkania co też uczyniła.

Kwadrans później otrzymał drugi telefon, od kobiety podającej się za policjantkę z „Biura Śledczego”, która poinformowała ją, że jej mieszkanie zostało wytypowane przez oszustów i policjanci będą musieli zabezpieczyć dom. W tym celu funkcjonariusze wejdą na klatkę schodową, sprawdzą ją i zamontują kamerę. W trakcie rozmowy wypytała też pokrzywdzoną jakie środki posiada w domu dodając, że policjanci będą musieli je zabezpieczyć. W tym celu kobieta miała wynieść je w reklamówce i położyć przed drzwiami na wycieraczce. Zabezpieczona i  nagrana kamerą gotówka po kilku minutach miała wrócić do pokrzywdzonej.

 Niestety zgłaszająca postąpiła zgodnie ze wskazówkami zostawiając oszczędności we wskazanym miejscu. Po tym dostała kolejny telefon z dyspozycjami. W czasie trwającej rozmowy zadzwonił domofon, a gotówka „zniknęła” spod drzwi. Dopiero kiedy do domu wrócił mąż pokrzywdzonej, małżeństwo zorientowało się, że padli ofiarą oszustwa. Łupem sprawców padła gotówka w kwocie ponad 60 tysięcy złotych.