Zebrana publiczność, dzięki temu spotkaniu, mogła dowiedzieć się więcej na temat katastrofy, która wydarzyła się w Czarnobylu oraz jak rzeczywiście teraz tam jest. Zaprezentowano ciekawy materiał z wyprawy.

W miniony piątek (16 października) w Miejskiej Bibliotece Publicznej odbyło się spotkanie z Markiem Maliszewskim oraz z Adamem Paluchem. Mężczyźni przedstawili całą relację z zamkniętej strefy. Pokazali zainteresowanym Czarnobyl z bliska.

Od podróży Marka i Adama minął rok. Wiele się zdarzyło po tym wyjeździe. Ogromna ilość osób chciała spotkać się z nimi, posłuchać i obejrzeć relacje z wyprawy. Na piątkowym spotkaniu mężczyźni zaprezentowali wiele fotografii oraz kilka filmów ze swojego trzydniowego pobytu w zamkniętej strefie. Omówili temat terenu po katastrofie elektrowni jądrowej w Czarnobylu.

– Wyjazd do Czarnobyla wyszedł z inicjatywy Adama. Zauważył, że jestem aktywnym człowiekiem i zapytał czy nie pojechalibyśmy w jakieś ciekawe miejsce. On będąc fotografem zrobiłby zdjęcia, a ja film. Nie zastanawiałem się długo. Wydał mi się to pomysł do zrealizowania – opowiadał na wstępie Marek Maliszewski.

Marek i Adam w Czarnobylu byli w październiku 2017 roku przez dokładnie trzy dni. Resztę czasu spędzili w Kijowie. Cała wyprawa zajęła im około tydzień. Po zamkniętej strefie oprowadzał ich Paweł Mielczarek, organizator wyprawy, wraz z Siergiejem Akulininem, przewodnikiem. – Spaliśmy w bardzo niezwykłym dla mnie miejscu, a dokładniej w Sławutyczu. To miasto to jasny cień Prypeci – zaznaczył Adam Paluch.

Adam nawiązał także do tego, że Sławutycz powstał w wyniku katastrofy. Rosjanie potrzebowali miejsca, w którym zamieszkają ludzie, którzy walczyć będą ze skutkami awarii. Opowiadał także, że Sławutycz jest równie magiczny jak sama Prypeć. Jest duży i pusty. A każdy w tym mieście związany jest z elektrownią. To ona daje im pracę i to dzięki niej funkcjonują. – Ludzie, którzy tam mieszkają, z którymi rozmawiałem, starają się nie żyć przeszłością. Są pogodni i nie spotkałem się nigdy z narzekaniem na to, co wydarzyło się 30 lat temu. Pomimo tego, że za prawie każdym z nich kryje się osobista tragedia jego lub kogoś z jego bliskich – dodał Paluch.

Autorzy spotkania wszędzie chodzili w zwykłym ubraniu, ale z dozymetrem w ręku. Przebywali w miejscach ogólnie bezpiecznych. Należało tylko mieć świadomość, aby zwracać uwagę i nie przebywać w tych miejscach zbyt długo. Nie należało brać ze sobą niczego, żadnych pamiątek. Przebywanie w strefie nie jest niebezpieczne jeśli jest się uświadomionym.

– Jesień, to czas kiedy poruszamy się w ubraniu z długimi rękawami więc podróż do tego miejsca taką porą jest na pewno bardziej bezpieczna niż latem, kiedy jest gorąco i kiedy podczas upałów wiatr roznosi kurz, który nadal jest radioaktywny i stanowi pewne zagrożenie. Dla swojego bezpieczeństwa cały czas mieliśmy dozymetry. Może nie dosłownie mieliśmy, bo ja nie miałem takowego w ręku przez całą wyprawę. W dłoniach trzymałem aparat, a Marek kamerę, ale zawsze był ktoś obok i raczej wiedzieliśmy kiedy robi się groźnie. A czasami się robiło – opowiadał Adam.

Publiczność obejrzała ponad 200 zdjęć Adama Palucha. Każde z nich było poruszające i przedstawiało historię, nie tylko rodzin, które w ciągu trzech godzin musiały się spakować i wyjechać, ale także pojedynczego psa, zbitej szyby, pustego krzesła, niewidocznych już ulic, rudego lasu i wiele innych. – Na pewno tam wrócę. To nie jest miejsce, do którego jedzie się tylko raz. To miejsce, które prześladuje i woła każdego kto tam był. Taki radioaktywny fenomen – dodaje Adam.

Zebrani, podczas spotkania, mogli obejrzeć album ze zdjęciami z wyprawy Adama Palucha, a także zobaczyć i posłużyć się profesjonalnym sprzętem, aby sprawdzić stan swojego napromieniowania.

– Jeśli chodzi o spotkania z publicznością, to nie były one naszym zamiarem po przyjeździe. My, zupełnie nieprzygotowani, posiadający jedynie wspomnienia i zapisane materiały, zgodziliśmy się o tym poopowiadać. Mieliśmy świadomość, że nasza wiedza może być zweryfikowana bo nie byliśmy i nadal nie jesteśmy specjalistami, ani od atomów, ani od elektrowni. Jednak to co interesowało najbardziej przybyłych gości, to właśnie to co pozostało na miejscu po katastrofie. Być może niektórzy oczekiwali potwierdzenia sensacji, o których słyszeli wcześniej lub w dzieciństwie, ale obaliliśmy te wszystkie mity o dziwnie wyglądających istotach – opowiadał Marek.

Na koniec spotkania Adam i Marek rozdali trzem wybranym osobom swoje zdjęcia z wyprawy. Wybrano najmłodszego uczestnika spotkania, najstarszego oraz tego, który zadawał najwięcej pytań.

Już niedługo dowiecie się więcej o nich i ich wyprawie. Ciekawi? Śledźcie naszą stronę.