Waldemar Golanko, polski lekkoatleta specjalizujący się w skoku w dal oraz trójskoku, który przyznaje, że od zawsze czuł, że ma duszę artysty. Jednakże dopiero niedawno jego prace ujrzały światło dzienne.

Waldemar Golanko urodził się 15 lipca 1961 roku w Białej Podlaskiej. Absolwent I LO im. J.I. Kraszewskiego oraz AWF w Białej Podlaskiej. Wieloletni reprezentant kraju w skoku w lekkiej atletyce i od niecałych 40 lat rekordzista Polski osiemnastolatków w skoku w dal z wynikiem 8.01 m. (Bielefield, 1979 rok).

W roku 1978 zdobył złoty medal gimnazjady w skoku w dal. W tej samej konkurencji, rok później w Bydgoszczy, zdobył brązowy medal mistrzostw Europy juniorów. W 1984 roku reprezentował Polskę na halowych mistrzostwach Europy rozegranych w Göterborgu, gdzie zajął 9. miejsce w trójskoku. Jako reprezentant klubu AZS Biała Podlaska czterokrotnie zdobył medale mistrzostw Polski w trójskoku: dwa srebrne oraz dwa brązowe. Dodatkowo był dwukrotnym halowym mistrzem Polski w trójskoku. W roku 1985 podczas międzynarodowych halowych mistrzostw Danii zdobył złoty medal w trójskoku.

Był sportowcem. Teraz jest pisarzem.

Większość z nas zna Waldka tylko jako sportowca, chociaż coraz więcej się słyszy, że sięgnął on po pióro. Znamy jego sukcesy, jesteśmy dumni, podziwiamy. Zatrzymajmy się więc na chwilę i przyjrzymy się jego „drugiej twarzy”, artystycznej duszy. Zobaczmy co więcej ma nam do zaoferowania. A co najciekawsze, co sam autor ma nam do powiedzenia na swój temat?

– Pisanie samo w sobie nurtowało mnie zawsze. Tylko, że ja jako sportowiec, od 14 roku życia, przeznaczałem zdecydowanie więcej czasu na sport. Takie były czasy. Lata 70-te to takie czasy, że jeżeli nie sport to co? Moja droga poszła właśnie w tym kierunku. Mając jakieś tam predyspozycje do sportu zostałem sportowcem i temu się poświęciłem bez reszty. To naprawdę był czas ciężkiej harówki mimo tego, że jak to trenerzy zauważyli, mam talent. Bez talentu nie da się wiele osiągnąć. Są zawodnicy, którzy osiągają sukcesy, a są tacy którzy trenują, bo chcą, ale sukcesów nie osiągają. Mnie się udało, jakoś tak poszczęściło, że ten talent miałem. Trafiłem na wspaniałego trenera, Tadeusza Makaruka, z którym tworząc taki duet udało nam się osiągać sukcesy sportowe. To jedna strona medalu, ponieważ ten sport tak zdominował moje życie przez jakiś czas, że przez 15 lat się tym zajmowałem – tłumaczy Golanko.

Przygoda Waldemara z pisaniem rozpoczęła się już w czasach jego młodości. Natomiast zdecydował się napisać książkę i pokazać światu swoje prace około 10 lat temu. Literackim debiutem autora była powieść „Wygrać to nie wszystko. W oparach absurdu”, która ukazała się pod koniec 2013 roku. Nawiązuje do sportu, lecz jak sam autor zaznacza, nie jest o sporcie. Kolejny był tomik poezji „W cieniu kobiety” z 2015 roku. W ubiegłym roku ukazała się jego druga powieść „Catharsis” poruszająca trudny problem jakim jest choroba i śmierć bliskiej osoby.

W wolnym czasie maszerował do biblioteki.

Rzadko spotyka się sportowca, który po treningu kieruje się do biblioteki. Wszyscy dobrze wiemy jaki przyjął się stereotyp. Chociaż stereotypy są tylko stereotypami. A prawda idzie swoją drogą. W przypadku Waldka biblioteka stała się jego drugim domem. Miejscem, gdzie może odetchnąć, spędzić czas z książką, puścić wodzę fantazji.

– Pisanie wzięło się stąd, że w tamtych czasach można było… No właśnie, niewiele było można. Telewizja była jaka była, dwa programy, jeden albo w ogóle nie było. A na zgrupowaniach cóż można było robić? To nie tak jak teraz, że są telewizory i inne rzeczy, którymi można było wypełniać czas wolny od treningów. Więc ja ze względu na to, że w każdym ośrodku, w którym trenowaliśmy, były biblioteki korzystałem z tego. Tam można było pójść, wypożyczyć książkę i sobie wypełniać czas m.in. w ten sposób. Może bardzo banalny i prozaiczny sposób, ale jednak wyjątkowy. Ja nie mówię, że byłem wyjątkowym czytelnikiem, ale w porównaniu do kolegów, to czytałem dużo. A czytając te książki wyrabiałem sobie wyobraźnie. Czytałem wszystko, a w szczególności literaturę polską. Kiedy te moje wyobrażenia zderzyły się z realiami filmowymi to stwierdziłem, że moja wyobraźnia jest zdecydowanie bardziej bogata. W moich wyobrażeniach i odbiorze filmów, to było takie zderzenie, że to było jednak za ubogie. Czegoś mi brakowało. Moja wyobraźnia galopowała zdecydowanie bardziej. Przez czytanie książek i przez rozwijanie tejże wyobraźni jakoś tak poskładało się, że zacząłem podejmować wiele prób pisania – dodaje.

Na początku był wstyd..

Waldek, jeszcze jak trenował, postanowił kupić sobie zeszyt. To właśnie wtedy przyszło mu do głowy „a może tak zacznę pisać?”. Początki bywają trudne. Sam autor się o tym przekonał. – Moje pierwsze wiersze pisałem po kryjomu, a prozy to się bałem. Myślałem sobie – co ja mogę? Przede wszystkim techniki trzeba nabrać do pisania. Myśli zawarte to jedno, ale przecież to wszystko jeszcze trzeba przekazać. To nie jest takie łatwe. Ile razy się zabierałem… a zabierałem się co dwa tygodnie na pewno. Więc za każdym razem do szuflady, ale to do takiej głębokiej szuflady, żeby broń Boże nikt nie zobaczył, że ja podejmuję jakieś kulawe, niezdarne próby pisania – wspomina.

Golanko postanowił swoje pierwsze próby wierszy zamieścić w tomiku, nad którym aktualnie pracuje. – To właśnie jest przykład na to, że nie jestem gołosłowny, że ten imperatyw był cały czas we mnie tylko było dużo zawstydzenia, może skrępowania, że to może być śmieszne, że to może nie wyjść. No gdzie, do ludzi? Może do szuflady? I tak zbierałem to wszystko, aż w końcu jak się wziąłem za to wszystko, za pisanie tejże prozy, pierwszej książki. Ja pamiętam ten dzień, jak sobie szedłem taką ścieżką leśną i tak myślę, ale dlaczego miałbym nie spróbować? Nie przepracowuję się, mam nawet sporo czasu żeby usiąść i spróbować. A jak wyjdzie to przecież nikt mnie nie będzie oceniał. Jeżeli nie napiszę tej książki, nie wydam, to nikt nawet nie będzie wiedział – podkreśla.

Ten dzień jest pamiętnym dniem dla Waldka. Nie był już nastolatkiem, tylko dorosłym człowiekiem, inaczej patrzącym na życie i cały świat. Wtedy przecież podjął stanowczą decyzję. Postanowił pokazać swoje prace światu. Przestał się kryć, wstyd odszedł na bok.

Co pomaga w pisaniu? Obowiązkowość czy wena?

Dekadę temu Golanko zdecydował się, że za wszelką cenę napisze i wyda książkę. Do głowy przyszedł mu pomysł, który zrodził pierwszą powieść pt. „Wygrać to nie wszystko. W oparach absurdu.” Autor zaznaczył, że może nawiązuje ona do sportu, ale o samym sporcie nie jest. – Już jak napisałem książkę, tak zgrabnie, z taką dużą swadą, to wiedziałem, że pierwsze koty za płoty. Chodziło o to, żeby nie zastanawiać się nad formułą, a treścią. Chciałem żeby to tak płynęło, żeby to tak ubarwić. I to było takie dziewicze, młodzieńcze mimo, że miałem już około 47 lat. Pisałem ją tak dwa lata z przerwami – zaznacza.

O co tak naprawdę chodzi w pisaniu książki? Jest to z pewnością przyjemne, ale przecież nie zawsze autor ma wenę, pomysły. A zbyt duże odstępy czasu w pisaniu są niekorzystne. – Teraz widzę, że nie chodzi wcale o wenę, a o obowiązkowość. Trzeba usiąść, wgryźć się. Za każdym razem lekko się zmusić. Myślę, że każdy piszący potwierdzi moje słowa, że żeby przybrać się do tego, to cała procedura jest. To trzeba usiąść w końcu „no i znowu będę wymyślał” chociaż samo wymyślanie jest przyjemnością. Tworzy się taki własny hermetyczny świat, gdzie człowiek wita się ze swoimi bohaterami. Temu „wkłada” w usta to, temu tamto. I tak widzi to wszystko kiedy, jak, co, gdzie cała akcja się dzieje. Napiszę coś, potem poprawię. Takie „never ending story” mogłoby trwać do końca świata i jeden dzień dłużej, bo nie znam piszącego, który by powiedział, że jest zadowolony, że to jest już tak jak miało być. Zawsze coś się znajdzie do poprawy, ale kiedyś trzeba powiedzieć „dosyć, to już jest skończone” – dodaje.

Jestem pewna, że nurtuje Was pytanie „a dlaczego nie napisze o sporcie? Przecież tyle czasu temu poświęcił! Zna się na tym”. No właśnie.. Autor przyznał, że ludzie cały czas pytają go dlaczego nie pisze o sporcie – Sport mi się po prostu przejadł. Ja przez kilkanaście lat żyłem tym sportem. W końcu powiedziałem dosyć. Sport to nie wszystko. Sport jest doskonały, bo z tego sportu wyniosłem pewną obowiązkowość, że już jak za coś się bierzesz to trzeba to dokończyć, ale to wszystko. Oddzielam to grubą kreską – dodaje z uśmiechem Waldemar.

Pomysłów na zaś, ma aktualnie cztery

W głowie Waldka co raz tworzą się nowe pomysły, a to na powieść, a to na tomik. Autor postawił przed sobą ciężkie zadanie, ponieważ aktualnie pracuje nad trzema książkami. Dodatkowo ma już kolejne kilka pomysłów, które ma w planach zrealizować.

– Teraz piszę nawet trzy książki jednocześnie. Jak mi w jednej nie idzie to zajmuję się inną. To nie jest łatwe pisać trzy książki naraz. Nie można się tak rozpraszać, bo to trzeba wracać, to trzeba się ponownie wgryźć. Poczuć klimat. To trzeba to durne pytanie zadać – a co autor miał na myśli? Pytanie, które piszący musi sobie zadać. Jak jest się na bieżąco, to wydaje się takie łatwe, jasne. Jak wskoczy się na poziom, gdzie uruchamia się nagle gonitwa myśli, skróty myślowe, wszystko się tak zapisuje, myśli się, że wiem, ale za miesiąc, za dwa? Już nie wiem! I właśnie muszę sobie przypomnieć co ja miałem w głowie. Zwracam uwagę na to, żeby pisać te skróty tak żebym mógł to w końcu odtworzyć. To co miałem w głowie. Przecież ten skrót czemuś służył, ale czasami więcej czasu trzeba poświęcić na odtwarzanie niż na pisanie – podkreśla.

Autor informuje, że tomik pt. „Pareidolia” , nad którym pracował przez ostatni czas, prawdopodobnie ukaże się już we wrześniu tego roku. Waldemar zawarł w tym tomiku m.in. wiersze z 80/81 roku. Jak pisał 19-letni Golanko sportowiec? Przekonacie się sami już niedługo.